Reklama

Wspierają chorych w ich domach

Kurier.BB
24/12/2020 05:49

W czasie, gdy większość lekarzy rodzinnych zamknęła się w swoich gabinetach ograniczając swoją pracę do teleporad, a chorzy zwlekają ze zgłoszeniem się po pomoc medyczną, Zespół Domowej Opieki Paliatywnej działający w Beskidzkim Centrum Onkologii ponad dwukrotnie zwiększył liczbę swoich podopiecznych.

Zespół Domowej Opieki Paliatywnej przy Beskidzkim Centrum Onkologii powstał 2 lata temu. Jego zadaniem jest całościowa, aktywna opieka nad nieuleczalnie chorymi, który ze względu na postęp choroby nie poddają się leczeniu przyczynowemu. Z reguły perspektywy dalszego trwania życia u takich pacjentów są krótkie. Co ważne, Zespół oferuje wsparcie nie tylko samemu choremu, ale także jego rodzinie. – Zajmujemy się bardzo specyficzną grupą chorych, którzy wymagają specjalnej, kompleksowej  troski całego zespołu: zarówno lekarsko-pielęgniarskiej, jak i psychologicznej oraz  fizjoterapeutycznej – mówi kierownik Zespołu, Daria Mikuła-Wesołowska.

Wybuch pandemii COVID-19 sprawił, że pacjenci zostali pozbawieni nawet podstawowej opieki ze strony lekarzy rodzinnych. Załoga Zespołu stanęła przed dylematem, choć jak się okazało, tak naprawdę go nie miała: – Chcieliśmy zostać przy chorych, a przychylność dyrekcji szpitala sprawiła, że nie zabroniono nam dojeżdżać do domów pacjentów. Jesteśmy dumni, bo stanęliśmy na wysokości zadania – mówi Daria Mikuła-Wesołowska. O ile przed wybuchem pandemii zespół opiekował się 50 chorymi, w pandemii liczba ta zwiększyła się do 120. Sam Zespół z 10 osób, które w nim pracowały końcem 2019 roku, rozrósł się do 25 lekarzy, psychologów, pielęgniarek i fizjoterapeutów. Dzięki temu w czasie pandemii nie zdarzyła się sytuacja odmowy objęcia świadczeniami pacjenta ze schorzeniami kwalifikującymi do opieki paliatywnej.

Na wysokości zadania stanęła także dyrekcja Beskidzkiego Centrum Onkologii, która nie tylko zgodziła się na zwiększenie liczby pacjentów bez gwarancji otrzymania refundacji kosztów ich opieki, ale także zapewniła środki ochrony osobistej. To zwiększyło poczucie bezpieczeństwa pracowników, ale także wzbudziło zaufanie pacjentów, którzy niejednokrotnie mogli mieć obawy przez wpuszczeniem pracowników szpitala do swoich domów.

– Cały czas robimy to, co wcześniej: troszczymy się, aby pacjent był zaopatrzony we wszystko czego potrzebuje, jedynie warunki są bardziej ekstremalne – mówi skromnie doktor Mikuła-Wesołowska, dodając: –  Cudowne jest to, że rodziny nas wpuszczają, nie boją się nas, co szczególnie na początku pandemii, gdy panowała zupełna dezorientacja, nie było łatwe.

Jarosław Zięba

Materiał Partnera

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    greg - niezalogowany 2020-12-24 10:13:52

    Są jeszcze prawdziwi medycy!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do