W pierwszym ze spotkań towarzyskiego dwumeczu zwyciężył faworyt – 4. ekipa niedawnych Mistrzostw Świata.
Zanim o wtorkowej konfrontacji, kilka słów historyczno-statystycznego odniesienia do spotkań reprezentacji Polski i Portugalii. Dzisiejsza potyczka była 13. w historii obu drużyn. W dotychczasowych meczach 11-krotnie wygrywała ekipa z Półwyspu Iberyjskiego, w jednym przypadku zwyciężyli biało-czerwoni (3:0), a wydarzyło się to 16 lat temu. Po raz ostatni oba zespoły mierzyły się niemal przed rokiem, gdy 10 grudnia 2015 roku portugalscy futsalowcy wygrali u siebie z naszą reprezentacją 6:2 w kwalifikacjach do MŚ. Warto również dodać, że wtorkowe spotkanie było setnym meczem Jorge Braza w roli selekcjonera reprezentacji Portugalii.
Sam początek i końcówka pierwszej odsłony dzisiejszego meczu były domeną gospodarzy, którzy dwukrotnie obejmowali prowadzenie po golach swoich super-gwiazd - Cardinala (2. min.) i Ricardinho (19. min.). Biało-czerwoni odpowiedzieli w tej części trafieniem Mikołaja Zastawnika z 5. minuty mecz. Rezultat 2:1 utrzymywał się przez dłuższy czas drugiej połowy spotkania. Dopiero na samym finiszu, w ostatnich dwóch minutach meczu na listę strzelców ponownie wpisali się obaj gwiazdorzy Portugalii oraz hiszpańskich tuzów – ElPozo Murcia oraz Interu Movistar. W meczowym protokole znalazło się trzech „rekordzistów” – Michał Marek, Łukasz Biel i Michał Kałuża (w komplecie na górnym zdjęciu).
Pomeczowa opina – Łukasz Biel: - Po wyrównującym golu Mikołaja Zastawnika mieliśmy dwie świetne szanse. W słupek bramki gospodarzy trafiali - Maciek Mizgajski i Dominik Solecki. Portugalczycy pogubili się do tego stopnia, ze w 13. minucie ich trener poprosił o czas. W tym fragmencie meczu dobrze wychodziła nam gra pressingiem, egzekwowaliśmy również sporo stałych fragmentów pod bramką rywali. Końcówka meczu miała swoją dramaturgię. Już grając z wycofanym bramkarzem Maciek Mizgajski przymierzył w poprzeczkę. Na dziesięć sekund przed końcem meczu nie wyszło nam rozegranie rzutu rożnego, dzięki czemu Ricardinho strzelił gola równo z syreną, uderzając do naszej pustej bramki. Mimo porażki to był nasz udany mecz, a ostateczny wynik na pewno jest za wysoki. Niemniej od zeszłorocznego 2:6, do 1:4 dziś, jest różnica. Jest progres, który chcielibyśmy utrzymać w rewanżu, a wynik jeszcze poprawić. Z naszej trójki całe spotkanie rozegrał Michał Marek, ja wchodziłem na boisko na pojedyncze zmiany oraz jako „lotny” bramkarz, a Michał Kałuża pozostał w rezerwie.
W środę o godzinie 18:00 (polskiego czasu) dojdzie do rewanżowej potyczki.
Komentarze opinie