
Podczas ekspedycji w jaskini Morca w górach Taurus w Turcji nagle zachorował jeden z jej uczestników, którym jest 40-letni amerykański speleolog Mark Dickey. Amerykanin jest doświadczonym grotołazem, jednak w poniedziałek, na głębokości około 1100 metrów nagle źle się poczuł. Według medialnych doniesień wystąpiło u niego krwawienie z przewodu pokarmowego, a jego stan nie pozwala mu na samodzielne opuszczenie jaskini. Współtowarzysze pomogli mu dotrzeć do biwaku znajdującego się na głębokości około 1000 metrów. Jaskinia, w której doszło do wypadku jest trzecia najgłębszą jaskinią Turcji, której głębokość to niemal 1200 metrów.
Gdy jeden z uczestników wyprawy wyszedł na powierzchnię i poinformował o sytuacji, rozpoczęto akcję ratunkową, w której biorą udział ratownicy z różnych krajów. Wśród nich jest sześciu ratowników z Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, w tym dwóch ratowników z Grupy Beskidzkiej GOPR, a także członkowie grup Jurajskiej i Sudeckiej.
Nasz pierwszy zespół (...) zszedł dzisiaj pod ziemię. Ich zadaniem jest dotarcie z lekarstwami i pożywieniem do biwaku, gdzie znajduje się poszkodowany, a następnie razem z ratownikami z Bułgarii przygotowanie do transportu poszkodowanego w noszach odcinka jaskini od około -900 do -700 metrów. Również nasz drugi zespół złożony z dwóch ratowników GOPR Beskidy i jednego Grupa Krynicka GOPR dotarł dzisiaj do bazy i czeka na przydział zadań - informuje GOPR i dodaje - Co ważne udało się już zorganizować łączność pomiędzy biwakiem, a bazą akcji na powierzchni. Dzięki temu wiadomo, że stan poszkodowanego w ostatnim czasie się poprawia, natomiast obecni przy nim medycy zdecydują, czy na powierzchnię będzie on transportowany w noszach jaskiniowych, czy też może nie będzie takiej konieczności.
Foto: GOPR
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie