Reklama

Korzystny spadek TS Podbeskidzie

Kurier.BB
31/05/2021 15:24

Czy katastrofa piłkarzy klubu Podbeskidzie może przyczynić się do wzrostu czytelnictwa w naszym regionie? Tak! 
Jak wiadomo, literatura miewa właściwości terapeutyczne. Może pomóc radzić sobie ze smutkiem. Może nadawać sens cierpieniu.

W pomyśle przekucia klęski piłkarzy na sukces Bielska-Białej w zakresie upowszechniania kultury nie chodzi mi jednak o zaproszenie kibiców do lektury relaksacyjnych, sielankowych wierszy Zimorowica czy „wioskowego lirnika” – Syrokomli. Nie myślę też o tym, by z oszczędności w budżecie klubu, po odstawieniu od bielsko-bialskiego garnuszka niektórych drogocennych piłkarzy i obcięciu apanaży zarządowi, sfinansować wydanie wypisów z literatury polskiej zawierających same opisy przyrody i rozdawać je bezpłatnie posiadaczom karnetów na stadion przy Żywieckiej.
Choć może ten drugi pomysł  jest wart rozważenia? Antologia z logo TSP na okładce, zawierająca opuszczane podczas czytania lektur fragmenty, na przykład z „Nad Niemnem”, i to wszystko,  czego nie znajdziecie w brykach ze streszczeniami czytanymi w szkole zamiast lektur (bo jak streścić opis przyrody?!) – to mogłoby się teraz w Bielsku-Białej nawet sprzedać!  

Ważniejsze byłoby jednak sięgnięcie do twórczości zmarłego rok temu Jerzego Pilcha. Z trzech powodów. Po pierwsze ten urodzony w Wiśle luteranin, jeden z najsławniejszych polskich pisarzy przełomu XX i XXI wieku, nie miał oporów przed używaniem w piśmie określenia Podbeskidzie jako nazwy regionu złożonego z kilku krain  historycznych i geograficznych, a należących do śp. województwa bielskiego, co w okolicach Cieszyna nie jest zbyt częste. Po drugie – Pilch był zapalonym kibicem piłkarskim, co znalazło wyraz w jego prozie, a zwłaszcza w felietonach. Po trzecie, a w kontekście żałosnej postawy bielskiego klubu najważniejsze – był zagorzałym kibicem konkretnej drużyny, krakowskich „Pasów”. 

Miłość Pilcha do Cracovii zdecydowanie różniła się od jego miłości do kobiet. Bohater Pilchowej prozy, tak jak sam autor prywatnie, w relacjach z paniami nie wyróżniał się wiernością. Inaczej było w związku Pilcha z Cracovią. Był tej drużynie wierny przez całe życie, mimo że wynikami sportowymi na ogół nie zasługiwała na takie przywiązanie. Raz nawet podjął próbę zerwania, ale nie wytrwał długo w tym postanowieniu. Nie była to jednak miłość ślepa. Jerzy Pilch był zbyt inteligentny na to, by swego związku z klubem piłkarzy w koszulkach z pionowymi, biało-czerwonymi pasami nie poddać refleksji, by nie spojrzeć na tę relację z ironicznym i autoironicznym dystansem, by nie poddać racjonalnej analizie tej miłości fatalnej. Najpiękniej chyba pisał o tym we wrześniu 2018 w felietonie „Hegemon grupy spadkowej”: Skąd wiem, że klub mój nie ma ani jednego bezgranicznie wiernego sympatyka? Ano stąd, że to, co proponuje Cracovia, jest nieludzkie, a kibice są ludźmi o ludzkiej, ergo ograniczonej odporności. Jak długo można dreptać na skraju czeluści? Rok? Dwa? Trzy – nawet? Proszę bardzo! Ale tu samobójcza dreptanina trwa dziesięcioleciami! Tu pech niepojęty trzebi zawodników! Tu można sędziwie umrzeć, nie doczekawszy podium ni pucharu!  Tak jest – próbowałem rozstać się z Cracovią! Tak jest – ogłosiłem to publicznie. Tak jest – mam za sobą nieudany rozwód. Tak jest – wróciłem, bo okazało się – bez tej miłości nie można żyć.

Mniej biegłym w literaturze kibicom zwracam uwagę na patetyczność ostatniego zdania. To – z pewnością świadomy – kryptocytat z wiersza Wisławy Szymborskiej „Gawęda o miłości do ziemi ojczystej”, który, jak pamiętacie, zaczyna się od słów Bez tej miłości można żyć..., a kończy: ale nie można owocować. Mniej biegłych w piłce nożnej miłośników literatury informuję, że w tabeli ligowej, w której TS Podbeskidzie zajęło zaszczytne ostatnie miejsce, Cracovia znowu była hegemonem strefy spadkowej – aż dwa oczka wyżej niż wątli herosi finansowani z podatków bielszczan. Ponad nami tylko góry – i oczywiście Stal Mielec, Cracovia oraz trzynaście innych drużyn.
Cytowany felieton Pilcha ukazał się przed laty w miesięczniku „Kraków”, ale został przedrukowany w świetnej książce Witolda Beresia „Pilchu. Pomiędzy Wiślną i Hożą”, która właśnie trafiła do księgarń. To nie jest zwykła biografia pisarza połączona z wyborem mniej znanych tekstów autora „Spisu cudzołożnic”... (nie tylko o piłce!).  Witold Bereś przyjaźnił się z Pilchem od czasów wspólnej pracy w „Tygodniku Powszechnym”, oświetla więc fenomen Pilcha – jego koleje życia, sposób myślenia, środowisko w którym się obracał – nie z perspektywy badacza, ale kogoś dysponującego wiedzą nie dającą się wyczytać ze źródeł historycznych. Świetnie się to czyta, choć nie spodziewajcie się wyłącznie anegdot i towarzyskich niedyskrecji. Choć ich nie brakuje. Jednak są też na przykład arcyciekawe rozważania na temat duchowości Pilcha czy tematu Wisły w jego twórczości – jako beskidzkiego Macondo. Niewiele jest książek, gdzie z Turowiczem, Błońskim, Schulzem czy Tischnerem sąsiadują w skorowidzu Ćmikiewicz, Deyna i Gadocha. 

W końcowym rozdziale Bereś umieścił żartobliwy przewodnik po twórczości Pilcha – zestawienie utworów zalecanych do lektury, sklasyfikowanych według futbolowych stopni wtajemniczenia: dla czytelników początkujących, tych z kategorii „ligowy średniak”, a wreszcie: „kadra”. Na szczycie zestawienia, jako książkę najważniejszą, wymienia powieść „Wiele demonów”, którą  poleca przeczytać dwa, a najlepiej trzy razy.  I ma rację. „Wiele demonów” – magiczna opowieść o położonej wśród gór miejscowości Sigla – to wielka książka, za sprawą której Wisła (bo oczywiście o nią chodzi) staje się jednym z magicznych miejsc polskiej literatury, jak Drohobycz Schulza czy Soplicowo Mickiewicza. O ile pamiętam, nie ma tam nic o futbolu. Czytajcie!

Spadek bywa korzystny. Również wtedy, kiedy dotyczy Ekstraklasy. 

Janusz Legoń

Na zdjęciu: Jerzy Pilch wśród publiczności IX „numeru” mówionego miesięcznika studentów „Przegłos”, Kraków 1989. (foto: Dariusz J. Nowacki)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do