
Dzisiaj doszło do tego, że na specjalistycznym forum pewna redaktorka zadała pytanie, czy pisząc o „usłudze dostępnej dla każdego” nie popełnia wykroczenia przeciwko równości płci. Wszystko przez byłą panią premier, tzn. premierkę. Ktoś przytomny skomentował, że alternatywne sformułowanie „dla każdej i każdego” jest wykluczające, bo... pomija rodzaj nijaki.
Dla mnie ta praktyka językowa premierki była zaskakująca, bo przez wiele lat wcześniej publicyści związani z jej obozem politycznym występowali przeciwko tzw. politycznej poprawności. Ten szlachetny, niewinny obyczaj, polegający na unikaniu słów, których znaczenie może kogoś zranić, był przeszkodą w soczystym „dowalaniu” przeciwnikom. Oczywiście miał swoje zabawne ekscesy, polegajace na przykład na nazwaniu czarnoskórego Kenijczyka „afroamerykaninem” (co wynikało raczej z naszego, wykpionego już przez Juliusza Słowackiego pawioipapugizmu).
O ile wytrwała praca lewicowo na ogół zorientowanych feministek wpłynęła na sposób wyrażania się prawicowej premierki, odwrotnie stało się z częścią lewicowej opinii, która „zaraziła się” niechęcią do oględnego języka od swoich adwersarzy. Ostatni przykład to wyrażenie przez pisarza Żulczyka opinii na temat inteligencji pana prezydenta przy użyciu słowa „debil”, za co grożą mu (pisarzowi, nie prezydentowi) konsekwencje karne. Z tego samego paragrafu ścigano kiedyś autora satyrycznej strony internetowej wymierzonej w poprzedniego prezydenta. O ile jednak używanie prawa do tłumienia krytyki jest przeciwskuteczne – raczej propaguje ścigane wypowiedzi, niż im zapobiega – i wytoczenie przez prokuratora armat paragrafów przeciw pisarzowi, który użył niestosownego określenia, należy zdecydowanie potępić, ale jednak pan Żulczyk zasługuje na publiczne skarcenie. Nie z troski o prezydenta, ale ze stanowiska poprawności politycznej.
Otóż słówko, którym pan Żulczyk poczęstował urzędującą głowę państwa jest terminem medycznym i oznacza osobę z niepełnosprawnością umysłową w stopniu lekkim (IQ 55-69) – przy pewnym treningu osoby z takim upośledzeniem osiągają wyniki porównywalne do osób z przeciętnym IQ. Dla przypomnienia niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym to imbecylizm (IQ 35-54), w stopniu znacznym – idiotyzm (IQ 20-34). Z punktu widzenia politycznej poprawności pisarz Żulczyk powinien był, zanim wystukał na klawiaturze inkryminowane słówko, zastanowić się, czy czynem swoim nie obraża – osób niepełnosprawnych. Porównanie działa przecież w obie strony. A może niepełnosprawni umysłowo w stopniu lekkim nie życzą sobie porównań do pana prezydenta? Na pewno część z nich ma inne poglądy polityczne. Żulczyk nie pomyślał. Fe. Powinien w ogóle być ostrożniejszy na tym polu. Do dobrego obyczaju językowego należy również unikanie żartów z nazwisk. A nazwisko pisarza pochodzi od słowa „żul” i ma pochodzenie bodaj rosyjskie, gdzie popularne zdrobnienie brzmi „żulik” (pamiętacie słynną piosenkę „Mama, ja żulika lublju?”) – nazwisko pisarza to zdrobnienie od zdrobnienia. Tak że tak. Byłbym oględniejszy.
Dla porządku dodam, że medycy nie używają już słów „debil”, „imbecyl”, „idiota” do określenia stopnia niepełnosprawności intelektualnej – właśnie ze względu na to, że przeniknęły do mowy potocznej jako określenia pejoratywne. Ale co zapisane w języku trwa dłużej niż pomniki. Dlatego też „Polki i Polacy” pani Szydło zostaną z nami dłuuugo.
Janusz Legoń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie