
– Z jakimi problemami spotkał się Pan na samym początku pracy z Seniorami?
– Pierwszym problemem, z którym musiałem się zmierzyć było zdobycie zaufania. Nie ukrywam, że jestem osobą znacznie młodszą od nich - w wieku ich wnuków - i musiałem zrobić wszystko aby ich przekonać do siebie. Sporo czasu zajęło mi także wyjaśnienie kim jest psycholog i czym się zajmuje, w czym może im pomóc. To było bardzo czasochłonne. Dopiero jak te wszystkie obawy i uprzedzenia minęły, to nastąpiło swego rodzaju przełamanie.
– Jak długo to trwało?
– To przełamywanie lodów i budowa wzajemnego zaufania trwały prawie sześć miesięcy. To była ciężka robota, aby ich zachęcić do kontaktu. Udało mi się przekonać ich do siebie i pokazać w czym i jak mogę im pomóc; jak wyglądają i co dają takie zajęcia grupowe. Jestem dla nich praktycznie codziennie. Przełamanie stereotypów, taka praca od podstaw i pewność, że ja taki młody mogę im pomóc i coś dla nich zrobić. Było warto. To przełamywanie lodów następowało stopniowo, po pewnym czasie Seniorzy zaczęli się otwierać i przychodzić do mnie ze swoimi problemami. Niektórzy regularnie, co tydzień, inni sporadycznie 2-3 razy w miesiącu. Ale najważniejsze jest, że nić zaufania i zrozumienia została zawiązana i dzisiaj nie mają już oporów aby ze mną rozmawiać o swoich problemach i rozterkach. Nie ma w tym żadnego nacisku – przychodzą dobrowolnie. A mam w sumie - we wszystkich 7 ośrodkach – pod opieką 250 osób. W przeważającej większości są to panie. Panowie stanowią bardzo mały odsetek.
– Z jakimi problemami borykają się nasi Seniorzy? Co ich najbardziej gnębi?
– Tych problemów jest sporo. Pierwszą rzeczą, z którą się tu borykamy to samotność. Samotność wynikająca z braku koleżanek i kolegów, których mieli w pracy; braku sąsiadów i rodziny. Rodziny, która albo jest i nie utrzymuje kontaktu albo jej nie ma, bo np. wyjechali za granicę. Problemy dnia codziennego, w tym przede wszystkim zdrowotne, niektórych to tak przytłaczają, że przez jakiś czas nie są w stanie wyjść z domu i przyjść do klubu. Znakomitą większość klubowiczów stanowią panie i to jest też jeden z objawów samotności. Żałoba trwa czasem wiele lat, nawet do końca życia. Ten temat też próbujemy rozwiązywać. Najtrudniejsze są przypadki tzw. pełnej samotności, kiedy zostajemy kompletnie sami, bo pozostali członkowie rodziny już nie żyją. Przynależność do Klubu zmusza osobę starszą do działania: aby wstać rano z łóżka i przyjść do klubu. Są wśród Seniorów tacy, którzy pojawiają się, tak jakby przychodzili do pracy, o 7.30. To co dzieje się w klubie przekłada się później na ich postrzeganie świata i najbliższego otoczenia w miejscu zamieszkania.
– W trakcie moich wizyt w kilku klubach i rozmów z klubowiczami spotkałem się z takim stwierdzeniem, że „dobrze, że są takie kluby, bo poznali nowych ludzi, mają się z kim spotkać, jest gdzie i z kim miło spędzić czas”.
– Tak to prawda. Potwierdzają to także moje koleżanki, które pracują z nimi na co dzień. Zdarzają się także przypadki zawiązywania się relacji damsko-męskich. Przyjaźnie i znajomości nawiązywane w klubie przenoszą się często na czas pozaklubowy. Wspólne weekendy, spacery czy wyjście na kijki to znakomite lekarstwo na chorobę zwaną samotnością. To jest ten motor, który napędza ich aktywność. Jest wśród Seniorów duża wdzięczność, że mają coś czego nie było przez wiele lat.
– Jak pandemia wpłynęła na kondycję psychiczną naszych Seniorów?
– To był dla nas wszystkich trudny okres. Początkowo spotykaliśmy się „zamaskowani” a później, przez dugi czas kluby były zamknięte. Sporo Seniorów obawiało się o swoje życie, bo przy tym rodzaju schorzeń, które oni mają, to koronawirus był tym ostatnim na liście, którego by sobie życzyli. Nasz kontakt, w tym okresie, był wyłącznie telefoniczny. Pojawiało się sporo nowych problemów, które na szczęście udało się nam po kilku rozmowach rozwiązywać. Ja co tydzień, aby utrzymać więź, pisałem im listy z zadaniami na najbliższy tydzień. Była pewna grupa ludzi kompletnie zdezorientowanych tą sytuacją – nagle zabrano im to co nie tak dawno dostali. Wpłynęło to na nich negatywnie i pogłębiły się problemy, które dopiero co zaczęliśmy wspólnie rozwiązywać. Było to widoczne gdy powróciliśmy do normalności i trzeba było od nowa rozwiązywać to, co już wcześniej rozwiązaliśmy. Kontakt telefoniczny jest pomocny, ale nie jest aż tak skuteczny i budujący jak osobisty i bezpośredni kontakt – rozmowa w cztery oczy. Dzięki temu, że była możliwość kontaktu telefonicznego to nie zapadli w beznadziejności i w miarę dobrze przeżyli ten okres.
– Z czym jeszcze spotkał się Pan w trakcie rozmów z Seniorami?
– Poważnym problemem są relacje rodzinne. W sytuacji gdy Senior ma rodzinę to często mamy do czynienia z wzajemnymi relacjami. Konflikty rodzinne mogą przeradzać się w sytuacje niepożądane. Zdarzały się też przejawy przemocy domowej. Robię wykłady na ten temat: czym jest, z czego się składa i jak działa przemoc domowa. Niektórzy otwierają się wtedy bardziej i stwierdzają, że opisane przeze mnie sytuacje mogą także dotyczyć ich. Takiej edukacji wcześniej nie było i bardzo wielu z nich nie zdawało sobie sprawy, że są ofiarami przemocy domowej, że krzyk to też forma przemocy. Czasami wraca przeszłość. Po takim wykładzie o przemocy sporo pań uzmysławia sobie, że one też były jej obiektem. Otwiera się nowe pole do działania – odpuszczenie i poukładanie przeszłości.
Po wykładzie z komunikacji werbalnej i niewerbalnej Seniorzy bardziej poznali siebie stwierdzając „przecież ja tak mam, ja tak robię a wcześniej o tym nie wiedziałam/łem”. To pozytywna strona tej działalności.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie