
Pilot Aeroklubu Bielsko-Bialskiego „zderzył się” jednak na miejscu z rozbudowaną machiną biurokracji i formalności związanych ze zgodą na planowany w całości przelot nie udało się załatwić. – Nasz wyjazd, to jedno wielkie pasmo problemów, w którym po rozwiązaniu jednego pojawiało się kilka innych. Po załatwieniu jednego zezwolenia pojawiała się potrzeba uzyskania kolejnego. Po zapłaceniu jednego rachunku tworzono następne i tak w kółko. Przewoźnik za swoją nieudolność chce nas obciążyć wygenerowanymi z własnej winy dodatkowymi kosztami. Na dodatek trafiliśmy na okres, w który z powodu walki politycznej, na okres pierwszych wolnych wyborów, w praktyce przestało funkcjonować państwo. Było kilka wybuchów i wojsko na ulicy. Gdyby ktoś spośród nas podejrzewał skalę trudności prawdopodobnie nie pojechalibyśmy do Nepalu – wyjaśnia na swojej stronie internetowej Sebastian Kawa.
Do skutku doszedł natomiast w ubiegłym tygodniu lot nad Himalajami. – To piękne miejsce do latania, choć grudzień nie jest najlepszym momentem do latania w Himalajach. Jest co prawda bardziej sucho niż w czasie pory monsunowej, ale podstawa chmur jest niska i okresami zdarza się, że niebo szczelnie pokryją chmury. Przy tym nad szczytami królują huragany – opowiada utytułowany pilot, wielokrotny mistrz Europy i świata, nominowany w tym roku do grona 20 najlepszych polskich sportowców. Bielszczanin w Himalaje ma zamiar powrócić w pierwszej połowie nowego roku. – Przylatując ponownie w lutym chcemy zbadać także możliwości latania z wykorzystaniem prądów termicznych i prądów zboczowych. Dopiero to pozwoli na pełną ocenę możliwości latania szybowcowego w Himalajach i szanse na stworzenia tu atrakcyjnego ośrodka lotów oraz rozgrywania spektakularnych zawodów. Zyskaliśmy cenne doświadczenie – dodaje Kawa.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Chapeau bas.