
Patrząc na dzisiejsze poczynania bielskich siatkarzy w kolejnym meczu Plus Ligi, ostatnie zwycięstwo trzeba potraktować w znacznej mierze jako dzieło szczęśliwych zbiegów okoliczności.
Bielszczanie mieli nadzieję, że ze stolicy powrócą ze zdobyczą punktową, ale nie byli w stanie zagrać tak skutecznie, jak w środę u siebie. Swoje szanse zaprzepaścili.
W premierowym secie gospodarze rozpoczęli wprawdzie mecz z animuszem od szybkiego prowadzenia 6:1, gdy rozszalał się Guillaume Samica. Ale równie rychło podopieczniKrzysztofa Stelmacha otrząsnęli się. Zaliczką dwóch „oczek” dysponowali już przy stanie 12:10. Końcówka była zacięta. BBTS prowadził 22:21 i… nie wytrzymał tempa narzuconego przez akademików. Goście popełniali błędy, klasę powtórnie pokazał Samica. Rzecz podobna stała się w drugiej partii. Cóż bowiem z tego, że bielska drużyna przybliżyła się do wygranej po przerwie technicznej, odskakując na 18:16. Z kolejnych ośmiu akcji łupem gospodarzy padło aż 7 i o pościgu nie mogło być mowy. Główna przyczyna niemocy BBTS-u tkwiła w ataku. Dość wspomnieć, że atakujący Bartosz Janeczek na 12 prób nie skończył żadnej (!). Politechnika przeważała także w bloku (17:7 w całym meczu), w tym 5 „czap” zanotował Bartłomiej Lemański.
Trzeciej szansy na zgarnięcie choćby seta siatkarze z Bielska-Białej nie otrzymali. Politechnika „odjechała” na 4:0 i krótkie zrywy odrabiających straty gości (16:15 dla stołecznych) o właściwej porze stopowała. Bielszczanie fatalnie wypadli w decydujących fragmentach seta, wszak 5 ostatnich „oczek” poniedziałkowego starcia w Arenie Ursynów padło łupem warszawian. A statuetka MVP trafiła do mądrze kierującego grą swoich kolegów Pawła Zagumnego.
AZS Politechnika Warszawska – BBTS Bielsko-Biała 3:0 (25:22, 25:21, 25:18)
BBTS: Neroj, Kapelus, Sacharewicz, Janeczek, Kwasowski, Bogdan, Lewis (libero) oraz Modzelewski
Trener: K.Stelmach
Foto: Paweł Berek/Press Focus
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie