To było pierwsze ze spotkań towarzyskiego dwumeczu biało-czerwonych z gospodarzami przyszłorocznych ME.
Przygotowania do styczniowo-lutowego UEFA Futsal Euro 2018 rozpoczęte. Przy okazji oba spotkania są swego rodzaju rekonesansem dla ekipy Błażeja Korczyńskiego w kraju gospodarza turnieju mistrzowskiego. Dodajmy, iż po raz ostatni obie reprezentacje mierzyły się w styczniu 2016 roku, w tyskim turnieju Czterech Narodów. Po emocjonującym widowisku odnotowaliśmy wówczas remis 6:6.Poniedziałkowe spotkanie nasi reprezentanci rozpoczęli w sposób niemal wymarzony, kontratak efektowną „podcinką” wykończył Tomasz Kriezel. Nieco czasu Słoweńcom zajęło otrząśnięcie się po tym ciosie, znalezienie swojego rytmu gry, ale gdy już gospodarze znaleźli się w stanie równowagi… Przede wszystkim szkoda, że „pomogli” im w tym biało-czerwoni. Dwa poważne błędy, złe zachowania przy stałych fragmentach poskutkowały utratą dwóch goli, przy których nic do powiedzenia nie miał strzegący polskiej bramki „rekordzista” – Michał Kałuża. Na stratę trzeciego gola Polacy, a dokładniej kolejny z graczy Rekordu – Michał Kubik, odpowiedzieli w sposób niemniej widowiskowy niż na wstępie uczyniło T. Kriezel.
Wspomniany zawodnik FC Toruń fantastycznie otworzył dla naszej drużyny drugą odsłonę meczu. Po odzyskaniu piłki na połowie gospodarzy znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i szansy na wyrównanie nie zaprzepaścił. Zresztą identyczną czujnością i precyzją błysnął Maciej Mizgajski, przy trafieniu na 4:4. Wcześniej Słoweńcy po ładnej kombinacji ponownie wyszli na jednobramkowe prowadzenie. Do końca kibice w hali w Zagorje nad Sawą oglądali niemniej frapujące spotkanie jak to sprzed blisko dwóch lat w Tychach. Ba, nawet rezultat meczu okazał się bliźniaczy, znów padł tuzin gol. Autorem ostatniego, z przedłużonego rzutu karnego, był kolejny z zawodników mistrza kraju – Artur Popławski.
Komentarze opinie