Reklama

Mistrz Polski na kolanach, Górale pokazali klasę

20/02/2016 21:05

Wiosenna inauguracja ligowych zmagań nie była przyjazna Podbeskidziu. Bielszczanie w Gdańsku przegrali z Lechią 0:5. Toteż, „Górale” w dzisiejszym meczu chcieli wprawić się w lepsze nastroje. 

Sporo cierpkich słów popłynęło w stronę Podbeskidzia po blamażu w Gdańsku. Podbeskidziu zarzucono brak odpowiedzialności, nonszalancję w grze oraz… po prostu – niskie umiejętności stricte piłkarskie. Mecz z mistrzem Polski był najlepszą okazją do skontrowania krytyków. Do Bielska-Białej przyjechał dziś Lech Poznań.

Po pierwszych minutach starcia przy Rychlińskiego, obecni na stadionie nie mogli być w stu procentach pewni, czy oglądają mecz piłkarski, czy jednak turniej szachowy. Obie drużyny w początkowej fazie ograniczały się bowiem do powolnego rozgrywania piłki i poznawania rywala. W 11. minucie wreszcie „ruszył” Damian Chmiel. I to dwukrotnie. W obu sytuacjach skrzydłowemu Podbeskidzia brakowało nieco szczęścia, które zwróciło jednak co należne już w 17. minucie. Chmiel popisał się efektownym dryblingiem, obsłużył prostopadłym podaniem Roberta Demjana, który cudowną podcinką pokonała Jasmina Buricia. Poddenerwowani piłkarze prowadzeni przez Jana Urbana przeszli do ofensywy. Solidnie w obronie spisywali się jednak „Górale”, którym większych problemów nie przysporzyły próby m.in. Sisiego oraz Dawida Kownackiego. Przewaga poznaniaków trwała niedługo, wszak bielszczanie nie zamierzali ograniczać się do kontrataków. Sytuacje podbramkowe „czerwonej latarni” były więc kwestią czasu. I tak, w 44. minucie bliskie powodzenia było uderzenie Mateusza Możdżenia z dystansu, lecz golkiper Lecha wykazał się nie lada umiejętnościami. Chwil kilka później Paweł Raczkowski zakończył pierwszą odsłonę zawodów. Zawodów, w których na półmetku w pełni zasłużenie prowadzili bielscy zawodnicy.

Drugie 45. minut zapowiadało kapitalne widowisko. Podbeskidzie chciało dowieźć korzystny wynik do końca, natomiast Lech chciał uniknąć kompromitacji. Piłkarze kibiców nie zawiedli. Już w 47. minucie Maciej Gajos po raz pierwszy „zatrudnił” Emiljusa Zubasa w tym meczu. Litewski golkiper problemów z uderzeniem nie miał jednak żadnych. Podobnie jak i przy próbie Darko Jevticia. To co najlepsze było wobec tego przed nami. Sytuacje, które miały miejsce w 62. i 64. minucie były przeznaczone tylko i wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Po akcji „palce lizać” i przytomności Kownackiego w polu karnym mieliśmy remis. Bielskich kibiców dwie minuty później ponownie do raju wprowadził jednak Marek Sokołowski, który głowa skierował piłkę do siatki. Asystą popisał się Adam Mójta. Ten sam zawodników swój udział miał również przy trzeciej bramce dla „Górali”. To właśnie po jego uderzeniu Burić sparował futbolówkę wprost pod nogi Mateusza Szczepaniaka. Były snajper Miedzi Legnica wiedział co dalej ma zrobić. Ostatniego „gonga” bielszczanie poznaniakom zaserwowali w 88. minucie. Mójta popędził lewym skrzydłem, zagrał do środka na wbiegającego Jakuba Kowalskiego, który ustalił wynik spotkania i równocześnie obalił mit o „klątwie na Bielskiem”. To pierwsze bowiem zwycięstwo Podbeskidzia na własnym stadionie w tym sezonie.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Lech Poznań 4:1 (1:0)
1:0 Demjan (17′)
1:1 Kownacki (62′)
2:1 Sokołowski (64′)
3:1 Szczepaniak (80′)
4:1 Kowalski (88′)

Podbeskidzie: Zubas – Sokołowski, Baranowski, Piacek, Mójta, Chmiel, Deja, Możdżeń, Kowalski, Szczepaniak (84′ Tarnowski), Demjan (80′ Stefanik)
Trener: Podoliński
Foto: Łukasz Sobala / Press Focus

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do