Reklama

Zwycięstwo na błocie. TS Podbeskidzie

01/03/2016 20:49

W iście angielskich warunkach przyszło zmierzyć się „Góralom” w dzisiejszym ligowym meczu. Do Bielska-Białej przyjechał Górnik Łęczna. Górnik, który w ekstraklasie jeszcze nigdy Podbeskidzia nie pokonał.


Po dwóch wygranych z rzędu – z Lechem Poznań oraz Wisłą Kraków – bielscy kibice dziś liczyli na kolejny komplet punktów. Wiadomo – apetyt rośnie bowiem w miarę jedzenia. Toteż Podbeskidzie wraz z pierwszym gwizdkiem arbitra rozpoczęło marsz do zwycięstwa.

Górale formę Dziugasa Bartkusa po raz pierwszy sprawdzili już w 2. minucie. W pole karne groźnie dorzucał Mateusz Możdżeń, ale piłka wylądowała w rękawicach golkipera. Dziesięć minut później było już pikantniej. Zza 16. huknął Adam Mójta, lecz i tym razem – co prawda z pomocą kolegów – Bartkus sobie poradził. Nastawieni na grę ofensywną gospodarze, z wielkim impetem ostrzeliwali „świątynię” gości. Próbowali kolejno Możdżeń i Robert Demjan. Bez powodzenia. Bezzębny do tej pory Górnik w pole karne Podbeskidzia przedarł się dopiero po pół godzinie gry. Uderzenie Jakuba Świerczoka zostało jednak zablokowane. W odwecie podopieczni Roberta Podolińskiego przeprowadzili akcję z kategorii „palce lizać”. Piłka jak po trójkącie wędrowała pomiędzy Markiem Sokołowskim, Demjanem oraz Jakubem Kowalskim. Ostatecznie ten pierwszy został powstrzymany w kluczowym momencie. W końcówce premierowej odsłony, w polu karnym Górali zakotłowało się. Po rzucie rożnym, tor lotu piłki źle odmierzył Emilijus Zubas, łęcznianie na wymierzeni kary jednak się nie zdecydowali. Tomasz Musiał toteż wysłał piłkarzy obu zespołów do szatni, aby tam wspólnie zastanowili się jak skierować futbolówkę do siatki.

Drugą połowę z wysokiego „C” chcieli rozpocząć piłkarze prowadzeni przez Jurija Szatałowa. Świetnie w bloku spisał się jednak Jozef Piacek, który dwukrotnie zablokowałRadosława Pruchnika. Przyjezdni próbowali dalej. W 56. minucie minimalnie chybiłPrzemysław Pitry. „Kocioł” w „18.” Podbeskidzia było coraz gorętszy. Dziesięć minut później Kohei Kato wybił piłkę z linii bramkowej po główce Świerczoka. Następnie w ten sam sposób, wynik próbował otworzyć Pruchnik. Na posterunku był Zubas. Po tej sytuacji spotkanie uspokoiło się. Lecz tylko na chwilę. W 83. minucie miejscowi byli bliscy wyjścia na prowadzenie. Możdżeń z dystansu minimalnie chybił. 60. sekund później, jeszcze bliższy szczęścia był Górnik po kornerach. Dwukrotnie litewski bramkarz miejscowych mógł jednak mówić o sporym szczęściu. A skoro o szczęściu mówił Zubas, to komu dziękować powinni Mateusz Szczepaniak, którego uderzenie w 90. minucie po rykoszecie zakotwiczyło w bramce rywala oraz Mójta, po którego strzale z ostrego kąta było już 2:0, a Musiał… musiał zakończyć mecz? Czyżby w Bielsku-Białej w modzie były siły nadprzyrodzone? Tak czy inaczej, to właśnie w stolicy Podbeskidzia zostały trzy punkty. Trzy punkty, które bielszczanom bardzo były potrzebne. Wszak okazać się mogą one bezbłędne w kontekście walki o utrzymanie.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Górnik Łęczna 2:0 (0:0)
1:0 Szczepaniak (90′)
2:0 Mójta (92′)

Podbeskidzie: Zubas – Sokołowski, Baranowski, Piacek, Mójta, Kowalski (59′ Tarnowski), Kato, Możdżeń, Chmiel (92′ Wierietiło), Szczepaniak, Demjan (63′ Stefanik)
Trener: Podoliński

 

 

 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do