
Gospodarze szybkie tempo meczu narzucili od samego startu i już w 2. minucie mogli pokonać Bartłomieja Nawrata. Ten świetnie obronił jednak uderzenie Michała Wojciechowskiego. W 5. minucie bielszczanom dopisało szczęście, bo przy umieszczeniu piłki między słupkami Remigiusz Spychalski pomógł sobie ręką. 60. sekund później wątpliwości nie było żadnych i z asysty Krzysztofa Elsnera wspomniany Spychalski uczynił pożytek. Prowadzenie, jakie zawodnicy FC Toruń do pauzy obronili, było w pełni zasłużone. W tej odsłonie Tomasz Kriezelw 17. minucie przegrał pojedynek z Nawratem, po stronie przeciwnej w zasadzie tylko Michał Marek i Michał Kubik bliscy byli dokonania zmiany na tablicy wyników.
Wstęp drugiej połowy przyniósł sporą aktywność ofensywną Rekordu. Uderzenia Oleksandra Bondara i Marka nie znalazły jednak drogi do celu. Gola fetowali za to nieoczekiwanie miejscowi. W 23. minucie Kriezel wykonał solowy rajd, żaden z „biało-zielonych” w porę akcji owej nie przerwał, a golkiper bielszczan stracie gola zapobiec tym razem nie zdołał. Stracona bramka bynajmniej mistrza Polski nie zdeprymowała, kontakt złapali w 27. minucie, gdy Artur Popławski uderzył nie do obrony dla pewnego dotąd Nicolasa Neagu. Napór bielskiego zespołu wówczas nasilił się, pojawiły się w ślad za tym idealne szanse, by co najmniej zremisować. Rzut karny Popławskiego obronił golkiper ekipy z Torunia, fatalne „pudło” zanotował także Kamil Surmiak. Gospodarze do końcowej syreny bronili się na tyle mądrze, że nie dali się faworytowi, notującemu premierową przegraną w sezonie.
foto: Paweł Mruczek/bts.rekord.com.pl
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie