
Panuje przekonanie, że aby jeden wygrał, ktoś inny musi przegrać. To złe przekonanie i długo walczyłam ze sobą, by to błędne przekonanie z głowy wyrzucić. Dzisiaj święcie wierzę, że strategia win – win (wygrana - wygrana) jest najlepszą z możliwych, najbardziej zdrową i rozwijającą, a przede wszystkim możliwą do osiągnięcia i świetnie się sprawdzającą.
To właśnie w oparciu o tę strategię działa książkowy kiermasz Arki. Tu każdy jest wygrany. Ten, kto książkę oddaje, bo przecież już się nią nacieszył, wyczytał ile się da, a teraz trzeba zrobić miejsce na nową. Wyrzucić? Szkoda! Zresztą kto wyrzuca książki? Lepiej się nią podzielić. Trafia taka książka do Arki, która przygotowuje ją do nowego życia. Czyli na kiermasz, który na początku nosił nazwę „Książka wspiera bohatera” a obecnie rozwinął się w akcję pt; Żyjące książki. Bo okazało się, że pomysł się przyjął, spodobał i ruszył w Polskę. Odbywa się już w kilku miastach, na przykład w Poznaniu.
Ciągnąc dalej myśl o strategii wygrana – wygrana, na kiermaszu można kupić książki wszelkiego autoramentu, niekiedy unikatowe, albo właśnie takie których szukamy, za niewielkie pieniądze. Te, zbierane złotówka do złotówki, zasilają konta organizacji, którym zawsze brakuje. W pierwszym zamyśle były to dzieciaki z domów dziecka i z rodziny potrzebujące wsparcia. Potem do beneficjentów kiermaszu dołączyły organizacje pomagające zwierzętom z Bielska Białej i okolic. Co jednak najważniejsze, kiermasz pokochali Bielszczanie, tłumnie go odwiedzają i kupują… Kupują książki! Jeśli kupują to pewnie też czytają, co to napawa moje pisarskie serce radością. Wiem zresztą, że kilka moich książek też przewinęło się przez kiermasz. I cudnie.
Okrągłe rocznice bywają okazją do podsumowań, tak też uczyniła Fundacja Arka z okazji piątych urodzin książkowo kiermaszowej akcji. O co się okazało? Że przez tych pięć lat, czyli od 25 lutego 2018 roku, uzbierano na cele społeczne ponad 208 tysięcy złotych, dając drugie życie 102 250 starym książkom. Skrupulatnie wyliczono, kto dostał i ile. To ważna i budująca wiadomość. Jak ta, że Arkowiczom pomagają młodzi wolontariusze, ucząc się że robienie czegoś bezinteresownie dla innych sprawia frajdę i daje – wystarczający na długo - zapas endorfin i satysfakcji.
Troska o innych zwiększa naszą odporność. I nie piszę tego od czapy, z głowy czyli z niczego (jak mawiają złośliwi). Piszę to w oparciu o badania amerykańskich naukowców, które w tym przypadku wzięłam na serio. Tak! Troska o innych zwiększa naszą odporność, pomaga zneutralizować skutki stresu, buduje naszą odporności i zacieśnia relacje społeczne. Ma to wiele wspólnego z neurohormonem o wdzięcznej nazwie oksytocyna, zwanym również hormonem przytulania albo hormonem miłości. Bez wyjaśniania zawiłych procesów chemicznych, oksytocyna „reperuje” nasze serce gdy stres na bardzo w nie uderzy. Wytwarza się w tzw. sytuacjach społecznych; gdy kogoś przytulamy, gdy budujemy z nim relacje, albo po prostu kochamy się. Jesteśmy razem, dbamy o siebie, wpieramy!
Konkludując, pomaganie innych pomaga i wspiera nas samych. Dlatego warto pomagać. Na wszystkie możliwe sposoby. Czego nam wszystkim świątecznie życzę.
Jolanta Reisch Klose
Materiał przygotowany przez Redakcję Kurier.BB.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie