
Blisko i coraz dalej
Zaczęło się od hasła rzuconego na początku 2016 roku przez jedną z uczestniczek Akademii Seniora – Jak będą wycieczki rowerowe to ja będę jeździła. Jeszcze w kwietniu zawiązała się sześcioosobowa grupa miłośników wycieczek rowerowych. Pierwsze wypady to najbliższa okolica: Rudzica, Międzyrzecze, Szczyrk. Gdy zaliczyli wszystkie okoliczne trasy przyszedł czas na coraz dalsze eskapady. By zwiedzić Rudy Raciborskie i okolice zapakowali rowery na samochody i pojechali. Jedna z ciekawszych wypraw to wyjazd pociągiem do Katowic a stamtąd z powrotem do Bielska-Białej na rowerach. Część grupy zdołała dojechać do Tychów, inni do Kobióra i Pszczyny, garstka wróciła na rowerach do Bielska-Białej. Innym znów razem zapakowali rowery do pociągu jadącego do Zwardonia i wysiedli w Rajczy, skąd ścieżka rowerowa zaprowadziła ich do Węgierskiej Górki gdzie czekała na nich Węgierska Rundka. Do Bielska-Biała wracali lokalnymi bocznymi drogami (mały ruch samochodowy) przez Przybędzę, Radziechowy, Twardorzeczkę i Godziszkę. Przy wsparciu kolei zaliczyli między innymi Wiślaną Trasę Rowerową (WTR) z Czechowic-Dziedzic do Oświęcimia i z powrotem oraz Szlak Kościółków Drewnianych Ziemi Pszczyńskiej.
Wspólnie z seniorami z Klubu Kolarskiego „Ondraszek” z Cieszyna, dzięki dofinansowaniu (w ramach małych grantów senioralnych „Śląskie dla Seniora”) z Urzędu Marszałkowskiego w ramach projektu „Rower – to ja lubię”, zorganizowali dziewięciodniowy obóz na terenie Podlasia. W trakcie 7 rowerowych dni przejechali 347 kilometrów. Piętnastoosobowa grupa pojechała pociągiem do Gdańska by pojeździć po Żuławach.
Mówili na niego Tata
Jeździł z nimi od początku aż do końca swoich dni (zmarł 4 lata temu w wieku 91 lat). Był prawdziwym pasjonatem ruchu i roweru. Jeździł na nim od dziecka, a pierwszy swój rower poskładał sobie sam. Pochodził z Tomaszowa Mazowieckiego, a w Bielsku-Białej „wylądował” po wojnie, gdzie do roku 1956 służył w jednostce artyleryjskiej na Leszczynach. Później przez wiele dziesięcioleci prowadził zakład zegarmistrzowski przy ul. 3 maja vis a vis NOT-u. Jeździł na rowerze elektrycznym i był kimś w rodzaju rowerowego guru. Wszystkie swoje wycieczki i rajdy rowerowe opisywał skrupulatnie, jak na zegarmistrza przystało, w swoim pamiętniku. Zawsze miły, życzliwy i pomocny był dla wszystkich. Był dżentelmenem rowerowym (gdy kogoś mijał mówił – „mijam z lewej”) i ich prawdziwym opiekunem – po prostu Tatą. Tak wspominają Stanisława Halskiego, towarzysza swoich rowerowych eskapad, członkowie grupy rowerowej.
Krzysztof Kozik
Materiał przygotowany przez Redakcję Kurier.BB.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie