
Publiczność wchodzi na widownię inaczej niż zwykle, nie prawymi, a lewymi drzwiami, tymi przez które na ogół wchodzą aktorzy. Po zajęciu miejsc wyjaśnia się, skąd ta zmiana. Lewą stronę i większość środka sceny zajmują białe kotary zrobione z… firan, układające się tak, że pole gry jest wycinkiem koła czy elipsy. Białym jak owe firany, rozwieszone w dwóch przynajmniej planach. Przypominają się czarne kotary stanowiące jedyną scenografię w Teatrze Rapsodycznym, które miały tam znaczyć, że słowo na scenie jest najważniejsze. Tu spełniają podobne zadanie. Najważniejsza będzie ubrana w skromny czarny kombinezon (nie sukienkę!) aktorka, to co ona zaśpiewa i co będzie mówić. Firany niekiedy „uruchamiają się”, współtworząc sceniczne wydarzenia. Czasem przyjmą kolor światła, czasem będą pełnić funkcję rekwizytu, czasem zza nich wyjdzie lub za nimi ukryje się aktorka. W czasie pieśni „Taki pejzaż” wyzwolą się od tych minimalistycznych funkcjonalności. Poruszane strumieniami powietrza zaczną żyć własnym życiem, jak wtedy, gdy wiatr pochyla wysokie trawy i animuje gałęzie do ekspresyjnych poruszeń. Jakby zerwał się przeciąg.
Firany, więc jesteśmy we wnętrzu. Może w domu jakimś metaforycznym. Rytm pionowych fałd buduje wrażenie monumentalności. Przypominają kamieniołomy, gdzie skała bazaltu uformowała się w smukłe graniastosłupy. Ale ściany tego wnętrza są nietrwałe i delikatne. Wrażliwe. Przypadkowe dotknięcie daje efekt motyla. To jakaś przestrzeń intymna jeszcze bardziej niż dom. Miejsce na lęk i niepewność, dumę i pychę, tęsknotę i nadzieję, miłość i rozczarowanie. Tu bohaterka jest sama. Ze sobą i swoim ciałem. Chyba w takich ustroniach rodzi się poezja, choćby objawiała się światu w dionizyjskim szale, w kłębach dymu i oparach alkoholu, w wilgotnych piwnicach.
Demarczyk zadebiutowała w Piwnicy Pod Baranami jako 21-latka piosenką „Czarne anioły”. Muzykę napisał Zygmunt Konieczny, słowa Wiesław Dymny. Piosenka powstała dla Barbary Nawratowicz, ówczesnej gwiazdy Piwnicy, pozostającej z poetą w namiętnym, burzliwym związku. Wiesio zaćmiony alkoholem i zazdrością, wspominała, uderzył ją w krtań ciężką popielniczką. Uraz uniemożliwił zaśpiewanie „Aniołów”. Inne relacje mówią o tym, że to Konieczny w tajemnicy dał tę pieśń debiutantce, która miała w głosie ogromny ładunek dramatyzmu. Z zazdrości niedoszła wykonawczyni omal nie przytrzasnęła mu palców klapą klawiatury fortepianu.
Milczenie. O Ewie Demarczyk – monodram napisany przez Zuzannę Bojdę – nawiązuje do takich detali tylko aluzyjnie. Elementy biografii są pretekstem do stworzenia portretu kobiety artystki, borykającej się ze swoją sceniczną personą, sławą, starzejącym się ciałem i zmieniającym się głosem. To poetycka próba odkrycia tajemnicy milczenia, którym wielka pieśniarka osłoniła się w ostatnich dwóch dekadach życia. Piosenki są integralnym składnikiem tekstu. Ich odważne aranżacje autorstwa Nikodema Dybińskiego nie wywracają na nice kompozycji Koniecznego. Słyszymy znane melodie, ale wzbogacone o jakieś, może industrialne, szumy, zlepy, ciągi, jakby powiedział Miron Białoszewski. Ten zabieg nie tylko unowocześnia te utwory, ale wraz z tekstem i scenografią (Szymon Szewczyk), świetnie zharmonizowanymi przez reżysera Tomasza Fryzła, otwierają pole dla aktorki. To że Marta Gzowska-Sawicka zaśpiewa bez taryfy ulgowej, było pewne dla każdego, kto zna jej dorobek wokalny. Jednak ta rola jest także szczytowym osiągnięciem w jej dotychczasowym dorobku aktorskim.
Po czole kobiety spływa kropla potu. Omija brwi, niespiesznie wpływa na nos, zmierzając do jego czubka. Ale zmienia trasę, kierując się obok nasady nad górną wargę. Zatrzymuje się tam nadługo. Wygląda jak zbłąkana łza albo katarowa wydzielina. Drażni. Aktorka nie może przerwać występu, by ją zetrzeć. Z tą kroplą, wobec niej, śpiewa „Taki pejzaż”, „Tomaszów”, „Madonny” czy „Grande Valse Birllante”. Z nią, wobec niej, mówi kolejne partie monologu. Może dla niej? W tej kropli jest tajemnica aktorstwa.
Janusz Legoń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo chętnie zobaczę ponownie Lady Macbet,doskonała rola,świetna gra aktorska,rewelacyjny ruch sceniczny ,ale tylko ze względu na Mamę,bo dla mnie PRL wymaga badań medycznych,nawet Rafał Malczewski nie mógł wydać książki pomijając tych radykałów jak Kazimierz Gajewski ,Mistrz Roman Dmowski czy ofiara Auschwitz Jan Mosdorf,Ludwik Popławski,Jan Rosman-nawet.Zmienił się język,nie wiadomo jeszcze czy na dobre czy na złe,dlatego zobaczyć taką ciszę rzeczywiście może być interesujące,w końcu nikt nie zagra Lady bez zgody JE Króla,nawet jeśli Ona sama jest innego zdania.My De domo cirka/about Czerwińsk nad Wisłą, a tam cisza ,że można zobaczyć brody na Grunwald,pozdrawiam serdecznie ,nie polecam inteligentów z Katowitz w recenzjach,wszyscy tacy sami,tacy pewni swego,małego