
Parking w cieniu: to wspomnienie z długoweekendowej podroży nad polskie morze. Wielkie napisy PARKING do tej pory zwykle opatrzone były dopiskiem - płatny! Teraz okazuje się, że w dalszym ciągu trzeba sporo płacić za miejsce postoju samochodu nad morzem, można jednak wybrać opcję niemal luksusową, czyli w cieniu. Czy to znak naszych czasów, czy pełzająca informacja, że globalne ocieplenie staje się faktem. A może prosty przekaz; kiedyś większość parkingów było ocienionych, bo nie było szału na wycinanie drzew. Teraz są dobre czasy dla pilarzy, dużo gorsze dla drzew. Nie chcę się powtarzać, bo pisywałam już o tym, że drzewa potrafią o kilka stopni obniżyć temperaturę wokół siebie. Zresztą nie ja jedna o tym trąbię. To nie jest wiedza dla wybranych, każdy z odrobiną zdrowego rozsądku sam to wymyśli, a raczej poczuje na własnej skórze. Albo niech wspomni Kochanowskiego z Czarnolasu i jego rozłożystą lipę. Tymczasem z rozdziawioną ze zdziwienia buzią wysłuchałam rozmowy, że pan sąsiad (nie mój, na szczęście) musiał wyciąć drzewo, brzózkę, bo mu liście zaśmiecały równo i krótko przystrzyżony trawnik. Takie czarne plamki się od tego robiły na jego wypielęgnowanej murawie. A, i jeszcze wyczytałam w Internetach (portal niby taki do śmiechu, ale czasami to śmiech przez łzy), że: Wielka inwestycja w Cieszynie. Miasto buduje na rynku największą patelnię na świecie, czyli kolejna rewitalizacja kolejnego rynku w kolejnym mieście, polegająca na oblaniu go betonem i wycince drzew. A dlaczego parking w cieniu jest pożądany, wie pewnie każdy kierowca i pasażer autka, które odstało kilka godzin na słońcu. I klimatyzacja wtedy nie pomaga.
Kolejna dziura w ziemi: to wynik moich osobistych przemyśleń. Kiedyś, w dawniejszych czasach, gdy pracowałam w publicznym radiu, jarałam się kolejną inwestycją, bo zapewni miejsca pracy i da utrzymanie kolejnym pracownikom i ich rodzinom. Niby teraz powinnam myśleć podobnie, z tym że z wiekiem wzrosła moja ekologiczna świadomość i każda kolejna dziura w ziemi, pod kolejną inwestycję, odpala mi w głowie pytanie: ile jeszcze dziur ta nasza Ziemia wytrzyma. I kiedy zabraknie miejsca na kolejną.
Był zielony teren porośnięty roślinnością, a są kamienie i beton: to dla odmiany cytat z lokalnego portalu informacyjnego, średnio zgrabny stylistycznie, lecz bardziej o treść tu chodzi. Bo miejsc, gdzie drzewiej było zielono i królowała roślinność, ubywa w naszym mieście w zastraszającym tempie. W zamian pojawia się beton/bruk/asfalt, żeby było wygodniej? Albo kolejna dziura w ziemi pod kolejną inwestycję. Już widzę rzucających się na mnie z pazurami piewców przychylnej człowiekowi cywilizacji. Bo każdy chce jeździć po wygodnych drogach a nie po wertepach, nie taplać się w błocie i żyć wygodnie, patrząc na pięknie skoszony trawnik. Czy naprawdę każdy? I czy za każdą cenę?
Zostały jeszcze trzy lata: ubrana w koszulkę z tym napisem intruzka (czyli intruz płci żeńskiej) próbowała wtargnąć na kort pod koniec pierwszego seta bardzo ważnego meczu tenisowego rozgrywanego przez Huberta Hurkacza. Incydent oczywiście opisano, w polskich mediach z oburzeniem, w światowych – z pewnego rodzaju zrozumieniem. - Kobieta miała na sobie t-shirt z napisem „Jeszcze trzy lata”, co jest nawiązaniem do zmian klimatycznych – informował „Daily Mail”. Na jej koszulce widniał też link do strony niemieckiej organizacji klimatycznej. Rządzący nami mądrale uważają, że to bzdura, bo przecież jeszcze gdzieniegdzie szumi las zielony, a wokół nas pola, łany… Albo, co bardziej prawdopodobne, przyjmują postawę życiową: po nas choćby potop! Szczególnie ci, którzy nie mają dzieci. Albo wyobraźni.
Warkot kosiarek przez całe lato jest zbędny: to tytuł wywiadu z etnobotanikiem Łukaszem Łuczajem. O miłośnikach pięknie przyciętych trawników już pisałam. Czas zatem zerknąć na drugą stronę barykady, czyli spojrzeć na sprawę okiem wrogów kosiarek i regularnego ich używania. A może za cały komentarz wystarczy zdanie: Łąka koszona raz w roku produkuje prawie tyle tlenu, co las. Pamiętam łąki z czasów mojego dzieciństwa. Łaziliśmy po nich nie zważając na kleszcze, zrywaliśmy kwiaty i pletliśmy wianki, łaziliśmy na bosaka. Czy chcemy dzisiejsze dzieciaki pozbawić tego wszystkiego?
Myślę, że ten punkt ściśle wiąże się z kolejnym, który zatytułowałam: Kwietne łąki. Tu dodam tylko, że nasze miasto chwali się, że i u nas są. Owszem, są! Na razie kilka niewielkich spłachetków. Dobre i to.Na początek.
Czwarta przyroda: to spontaniczna zieleń w miastach. Termin do nauki wprowadził niemiecki badacz, profesor Ingo Kowarik. Oznacza roślinność rozwijającą się samoistnie, w sposób niekontrolowany, bez ingerencji człowieka na opuszczonych, nawet najbardziej zniszczonych terenach. Kiedyś napiszę o niej więcej, bo to właśnie może być nasza szansa na szczęśliwe zakończenie.
Jolanta Reisch Klose
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie